— Wiedziałem, że państwo się nie spóźnicie... — wyrzekł z uśmiechem. — Raczcie wejść.
— Pan wicehrabia de Nervey... — rzekła Melania, przedstawiając Jerzego.
— O! ja znam pana... i znam oddawna... — odparł Agostini. — Spocznijcie państwo, proszę.
— Przystępujmy do rzeczy... — wołała Melania niecierpliwie. — Jakże... zrobiłeś pan interes?
— Tak... lecz z wielkim trudem. Pan wicehrabia jest mecno w kredycie zachwianym... Zaledwiem zdołał nakłonić mojego znajomego, ażeby dał pieniądze! Ta sprawa będzie państwa drogo kosztowała.
— Mniejsza o to... — rzekł Jerzy, z ulgą oddychając, gdyż mimo upewnień swojej kochanki, nie wierzył do ostatniej chwili w pomyślne zakotwienie interesu.
Agostini, otworzywszy w biurku szufladę, wyjął z niej paczkę banknotów, pozostawionych przez Arnolda, i położył je przed sobą.
Oboje przybyli śledzili jego poruszenia.
Jerzy zatapiał wzrok chciwie w jedwabiste papiery francuskiego banku, szkliste jego źrenice ogniem zabłysły, wychudłe palce u rąk konwulsyjnie mu drgały.
Melania pokraśniała zarówno.
— Oto pieniądze... — rzekł włoch — wypłacę je państwu, skoro po odczytaniu przezemnie aktu, podpiszecie takowy.
— Czytaj, kochany panie... czytaj prędko.
Agostini rozwinął arkusz stemplowanego papieru i czytać począł ze swym narodowym akcentem:
— Ja, niżej podpisany wicehrabia Jerzy de Nervey, zeznaję, jako pozostaję dłużnym panu Wiliamowi Scott sumę osiemdziesiąt tysięcy franków...
— Co... co? — zawołał, zrywając się, Jerzy — co pan powiadasz?
— Mówię, że pan będziesz dłużnym osiemdziesiąt tysięcy franków.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/409
Ta strona została skorygowana.