— Pieniądze to na prowadzenie wojny... — wyszepnął, jadąc na ulicę Tivoli.
Kucharka wszystko już w kuchni ustawiła i uporządkowała. Stangret, jej mąż, pobiegł od rana za kupnem konia i powozu. Z magazynu przy ulicy Saint-Lazare przyniesiono meble.
— Wszystko idzie dobrze... — rzekł łotr z zadowoleniem.
Po śniadaniu udał się do notaryusza, gdzie podpisał akt nabycia pałacu i koszta notaryalne zaspokoił.
Dzień miał się ku schyłkowi.
Morderca Edmunda Béraud potrzebował spoczynku dla przygotowania się do wizyty u Verrièra, a raczej do walki, mającej się rozpocząć nazajutrz. Zaraz po obiedzie wrócił do siebie.
Podczas, gdy się działo to wszystko, opowiedziane przez nas w poprzedzających rozdziałach, sąd wraz z prefekturą policyi zajmowały się czynnie prowadzeniem śledztwa w sprawie tajemniczego zniknięcia podróżnego z Hotelu Indyjskiego, którego nazwisko Edmund Béraud znane było jedynie z jego własnoręcznego podpisu na depeszy.
Czyniono wszelkie wysiłki dla rozjaśnienia tajemnicy, ale nadaremnie.
Najzręczniejsi agenci policyjni zostali rozesłanymi w różnych kierunkach kraju, jednak bez skutku, niestety. Nie mogli trafić na ślad zbrodniarzy.
Człowiek, przebrany za komisarza do spraw sądowych, przedstawił się przy ulicy Joubert w towarzystwie również przebranego agenta. Obaj porwali podróżnego i uwieźli go w powozie, zabrali jego bagaże, poleciwszy woźnicy jechać do prefektury, do której, ma się rozumieć, nie pojechali. Oto wszystko, co zbadano.
Żadna ważniejsza poszlaka odkrytą nie została. Nie wiedziano nawet, czy ów powóz miał jaki numer. Żadnych również objaśnień nie otrzymano i na drodze żelaznej.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/414
Ta strona została skorygowana.