Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/422

Ta strona została skorygowana.

Woźny w szarym, stalowej barwy surducie, ze srebrnemi guzikami, siedział w korytarzu, gotowy do udzielania objaśnień przybyłym.
— Co pan sobie życzysz? — zapytał.
— Pragnę się widzieć z panem Juliuszem Verrière.
— Pan bankier był już w biurze zrana, jak zwykle, a obecnie pojechał do domu na śniadanie.
— Ale powróci?
— Zapewne.
— O której godzinie?
— Pomiędzy pierwszą a drugą... lecz jeżeli pan masz interes do banku, można się udać do którego z urzędników, objaśnią pana w tym razie.
— Chcę zinkasować czek.
— Udaj się więc pan do okienka, oznaczonego drugim numerem, tam pan załatwisz tę sprawę.
Desvignes, podszedłszy w miejsce wskazane, znalazł zamknięte okienko. Zapukał w nie zlekka.
Otwarły się małe, ruchome drzwiczki, a po za niemi ukazała się głowa młodego mężczyzny.
— Przychodzę zinkasować czek — rzekł Arnold.
— Proszę o niego... — odparł urzędnik, a ująwszy podłużny blado-różowy kawałek papieru, spojrzał na podpis, mówiąc:
— Rachunek Samuela Rénard.
Następnie rzucił okiem na cyfrę, szepcąc ze zdumieniem, do którego łączyła się źle utajona trwoga:
— Pięćset tysięcy franków!
I zamknąwszy okienko, poszedł do swoich kolegów, siedzących po nad księgami.
— Czek Samuela Rénarda... — rzekł do jednego z nich. — Jak stoi jego rachunek, przeszukaj pan w papierach.
— Ma u nas pięćset osiemdziesiąt tysięcy franków — odrzekł zapytany, przerzuciwszy księgę. — A czek na ile?
— Na pięćset tysięcy.