— Otóż ja zacznę ocalenie — rzekł Desvignes — nie wymagając od ciebie wypłaty pięciuset tysięcy franków na czek, przekazany mi przez Rénarda.
— To nie jest dla mnie ocaleniem, lecz tylko chwilowem odroczeniem katastrofy.
— Jakaż suma jest potrzebną nateraz, kóraby cię postawiła w możności zaspokojenia wszelkich, mogących tak obecnie, jak i w przyszłości wyniknąć reklamacyj pieniężnych?
Verrière zamyślił się, a wziąwszy arkusz papieru i ołówek, zaczął kreślić cyfry.
— Milion pięćset tysięcy franków... — odrzekł po chwili.
— A gdybym ci przyniósł owe półtora miliona — odpowiedział Desvignes — czy byłbyś przekonanym natenczas, iż umiem dotrzymywać tej obietnicy... że potrafię w rzeczywistości zmienić marzenie?
— Zapewne.
— A więc dostarczę ci tę sumę, jeżeli przyjmiesz podane przezemnie warunki.
— Nie żądaj odemnie niepodobieństw.
— Jakto?
— Czyż mogę znaglić mą córkę, aby została twą żoną? Nie... ja jej nie zmuszę ku temu!
— To już do mnie należy... — rzekł Arnold. — Potrzebuję jedynie od ciebie drobnej, małej rzeczy, to jest piśmiennego twego na ten związek zezwolenia.
Verrière zamyślił się; milczał przez chwilę, jakoby sam z sobą tocząc walkę wewnętrzną, poczem wyszepnął głosem złamanym:
— Dam ci to zezwolenie... Przekonaj się więc... — dodał po chwili — jak musi być naprężoną sytuacya i groźnem niebezpieczeństwo. Kiedyż mi dostarczysz pomienioną sumę?
— Skoro tylko podpiszemy u notaryusza akt naszej współki. Chcę odtąd wziąć czynny udział w twych interesach i podnieść twój bank. Doliczając pięćset tysięcy franków
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/439
Ta strona została skorygowana.