Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/445

Ta strona została skorygowana.

— Do widzenia!... rzekł i wyszedł. Verrière znalazłszy się. sam, upadł na fotel, jak człowiek potężnym ciosem ugodzony.
— Cóżem uczynił — wyszepnął. — Złączyłem moje nazwisko z imieniem nędznika, którego ręce krew zbrodni skalała! Oddałem się jemu... Jestem jego rzeczą... jego dobrem... jego zabawką... przyrzekłem mu oddać córkę w małżeństwo, i kto wie, czy nie będę zmuszonym dotrzymać tej obietnicy?.. Ach! jestem podłym... w najwyższym stopniu nikczemnym... — szeptał z rozpaczą. — czyliż nie leniej było pozwolić sobie w skroń strzelić temu łotrowi! Miał słuszność, mówiąc, iż jestem nędznikiem ostatniego rodzaju!
I przez długą chwilę siedział bez ruchu, jak skamieniały, poczem zaczął spoglądać wokoło błędnym, niepewnym wzrokiem, zapytując sam siebie, czyli on nie śni, czyli to nie było przebudzenie z jakiegoś strasznego marzenia? Lecz nie... on nie śnił... Wszystko to było najściślejszą prawdą... było rzeczywistością!
— Cóż miałem uczynić? — rzekł sam do siebie. — Przyzwać pomocy i oddać w ręce sprawiedliwości tego zbrodniarza?
Ależ on byłby mnie zabił... A gdyby chybił, gdybym się cudem z pod jego ciosu ocalił, zesłałby mnie był niechybnie na galery. Milczałem, schyliwszy głowę, i oto ów nędznik ocala mnie teraz! Zawdzięczam me ocalenie milionem, zebranym we krwi Edmunda Béraud... Dwadzieścia pięć tych milionów do mnie należeć będzie... Zostanę bogatym... bogatszym niż kiedykolwiek mogłem marzyć o tem! Ha! spełniona ta przez mego zbrodnia mnie nie obciąża... On wszystko bierze na siebie... Niech idzie drogą, jaką sobie nakreślił, zatrzymywać go nie będę. Gdyby wreszcie Aniela została jego żoną... uczyni ją szczęśliwą, bo ją kocha, a pieniądze z jej olbrzymiego posagu, wynoszącego do dwudziestu sześciu milionów, w mym banku pozostaną, zwiększając go z roku na rok, z dnia na dzień, z godziny na godzinę!