Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/446

Ta strona została skorygowana.

„Dziś rano byłem obezwładnionym, zgubionym... Wieczorem zobaczą mnie z dumnie wzniesioną głową. Przeszłość ponura zniknęła... przyszłość olśniewająca przedemną!
Zostawmy go w tem marzeniu.
Na godzinę przed umówionym czasem Desvignes ukazał się w gabinecie wspólnika.
— Pospieszyłem się, — rzekł. — Mamy godzinę czasu, korzystając z niej, chcę z tobą pomówić, i prosić cię o niektóre objaśnienia.
— Mów... — odrzekł Verrière.
— La Fougère, dyrektor teatru Fantazyj, jest jeduym z twych krewnych?
— Tak... ten głupiec.
— Głupiec ten, jak mówisz, właśnie przez swoją głupotę doszedł do ruiny... do nędzy... a w końcu dojdzie do śmierci. Nic go ocalić nie jest w stanie, ponieważ ja chcę, by zginął. Otóż potrzeba poznać mi zblizka twoje z nim interesa. Ileż on ci jest dłużnym?
— Około trzysta piędziesiąt tysięcy franków.
— Spodziewasz się coś otrzymać na tę należytość?
— Liczę na nową sztukę, jaką ma jego teatr wkrótce wystawić. Obiecał mi częściowo wypłacać coś z każdego wieczornego przedstawienia.
— Dał ci na to piśmienne zobowiązanie?
— Tak.
— Zapoznasz mnie z tym dyrektorem. Jestże to człowiek intelligentny?
— Ma powierzchowną ogładę, lecz w gruncie charakteru jest to intrygant, gbur, a obok tego i oszust pretensyonalny.
— Biorę na siebie całą tę sprawę, skoro się rozpatrzę w niej bliżej. Zażądamy najprzód od niego zapłaty, jeżeli będzie mógł zapłacić... W przeciwnym razie, biada mu. Staje nam na drodze... przeszkadza... usunąć go trzeba. A teraz