Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

chają. Dlaczego? — nie wiem. Naszym jedynym celem jest przynosić ulgę nędzom ludzkości... a te nędze... och! droga Anielo, są one tak strasznemi, że przerażają do głębi. Aby je dobrze poznać i zbadać tych, którzy je w sobie ukrywają, trzeba przypatrzeć się im zbliska. Ach! gdybyśmy zdołały nieść pociechę wszystkim, którzy cierpią! Gdybyśmy mogły ukoić wszystkie rozpacze... otrzeć łzy wszystkim nieszczęśliwym!... Co począć jednak, gdy nas od tego usuwają, mimo, iż, Bóg świadkiem, jedynym naszym celem miłosierdzie! Tak... pragnęłabym zostać nanowo przeznaczoną do szpitala, nie śmiem jednakże w to wierzyć.
— Mogliby cię. kuzynko, w szkole umieścić?
— I temu rada byłabym bardzo. Jest to piękne, szlachetne zadanie przygotowywać dzieci na uczciwych ludzi; tworzyć z dziewczątek dla przyszłości zacne matki rodzin. Tak... bo po Bogu, jedno jest tylko... rodzina!... wszystko zresztą jest niczem!
— Ach! jednej rzeczy tylko się obawiam... — zaczęła Aniela po chwili.
— Czegóż takiego?
— Ażeby nie wystano cię, kuzynko, na prowincyę, bo w takim razie musiałybyśmy się z sobą rozłączyć!
— A jednak potrzeba nam przygotować się na to rozłączenie, które nastąpi rychlej lub później... — odpowiedziała zakonnica. — Uczyniłam ślub posłuszeństwa... pojadę, gdzie mi rozkażą.
— Lecz przyznaj, że to nie nastąpi bez żalu.
— Z żalem za tobą tylko jedynie.
— Na myśl o tem naszem rozłączeniu serce mi się ściska, a oczy łzami zachodzą... — mówiło dziewczę, ze wzruszeniem.
— Przyjedziesz mnie odwiedzić...
— Och! często... często przyjeżdżać będę... Sercem i duszą będę przy tobie, kuzynko!
Tu pociąg bieg zwolnił; wjeżdżano na stacyę Tarascon. Obie kobiety przerwały rozmowę.