Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/453

Ta strona została skorygowana.

Vandama o moją rękę. To małżeństwo zmusiłoby go do zdania rachunku z majątku, pozostawionego mi przez matkę... Stracił ów majątek... jestem tego pewna. Mój ojciec pozostał obecnie bez żadnych nadal funduszów... Widzę to jasno! O! ja go znam dobrze! Jeżeli zgodził się na przyjęcie wspólnika... on taki dotąd samodzielny, to jedynie z przyczyny, iż stanął po nad przepaścią. Ach! ja pojmuję... rozumiem powody jego postąpienia... i drżę... drżę cała z obawy!
— Anielko... najdroższa moja, uspokój się! — wołała siostra Marya, tuląc ją ku sobie.
— Czyż mogę być spokojną, widząc przepaść, otwierającą się przedemną? widząc rozpoczynającą się walkę... tę walkę straszną... przerażającą?
— O jakiej walce ty mówisz?
— Ten człowiek, z którym natenczas podróżowałyśmy — mówiła dalej panna Verrière gorączkowo — ten człowiek, który został tak nagle wspólnikiem mojego ojca... on jest wrogiem moim... najniebezpieczniejszym ze wszystkich nieprzyjaciół.
— Lecz co ty mówisz? — wołała zakonnica — dręczą cię jakieś straszne, urojone marzenia!
— Nie... nie! to nie marzenia... ja nie śnię! Drżę cała na myśl, ile wycierpieć mi przyjdzie do owej chwili, w której po dojściu do pełnoletności wolną nareszcie pozostanę.
— Czegóż się tak obawiasz?
— Najstraszniejszego ze wszystkich nieszczęść! Przed chwilą ów Arnold Desvignes pożerał wzrokiem mnie prawie. Oczy mu ogniem płonęły... Ojciec, odmówiwszy Emiliwi Vandame, chce mnie oddać temu człowiekowi! Moja z nim małżeństwo jest główną podstawą tej współki!
— Ależ to niepodobna!
— A ja ci mówię, że to rzecz pewna! Mój ojciec czuł się zgubionym. Jego majątek, mój i twój, siostro, wszystko, być może, zniknęło!.. Ten człowiek przybywa jako wybawca, daje pieniądze mojemu ojcu, który wzamian obiecuje mu mą rękę.