Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/466

Ta strona została skorygowana.

Następnie wróciwszy, wydała służbie potrzebne na dzień cały rozporządzenia, gdyż, jak mówiliśmy powyżej, ona sama wszechwładnie zarządzała całem domowem gospodarstwem.
Siostra Marya, jak to odgadła jej kuzynka, udała się na mszę do kościoła, przy której codziennie uczestniczyć nie zaniedbywała.
Uklękła w kątku kaplicy.
Blade oblicze zakonnicy wyrażało głęboką troska i obawę. Oczy zasnute łzami, utkwiła w marmurową statuę Przenajświętszej Panny, umieszczoną na środku ołtarza.
Poczęła się modlić gorąco.
Dnia tego jednak krócej niż zwykle w kościele pozostała i wyszła zaraz po mszy, a udawszy się na najbliższą stacyę powozów, podeszła do jednego z fiakrów, pytając:
— Chciałabym cię wynająć na godzinę, mój przyjacielu...
Woźnica, gruby, uśmiechnięty jowialnie mężczyzna, o białych jak śnieg włosach, zdjął czapkę przed nią z poszanowaniem.
— Dokąd, siostro, jechać rozkażesz?
— Na ulicę de la Fontaine nr. 5, na Montmanre.
— Dobrze — odrzekł i ruszył z miejsca.
Skoro powiadomimy czytelników, iż ów fiakr nosił numer 13-ty, łatwo odgadną oni, że onym woźnicą nie był kto inny, jak znany nam Loriot.
Mimo zebranych funduszów, jakie bez pracy pozwoliłyby mu żyć dostatnio, wygodnie, nie mógł on rozstać się ze swym fiakrem i wyrzec swego rzemiosła Trzebaby go było chyba gwałtem skrępować sznurami, by zmusić, ażeby się nie wdrapał na swój tron ruchomy, którą to nazwę nadał swojemu siedzeniu, i wytrącić mu z ręki berło, jakiem bicz swój nazywał.
Urodził się woźnicą, przeżył w tej pracy lat siedemdziesiąt i w niej chciał umrzeć.
Droga, prowadząca na ulicę de la Fontaine, na Montmartre, była niezwykle ciężką, a Loriot, nigdy nie nadużywając sił swoich koni potrzebował dość czasu na jej przebycie.