— Tak pewno, jak to, że nazywam się Loriot, woźnica fiakra nr 13-ty. Tak, zobaczę dziś tego komara.
— A więc proszę cię, powiedz mu, że ja tu przybędę jutro zrana, ażeby się z nim widzieć.
— O której godzinie?
— O w pół do dziesiątej punktualnie.
— Gdyby się pytał, kto chce z nim się widzieć, powiedz mu, proszę, że to zakonnica, która się znajdowała z córką bankiera w powozie wtedy, gdy na Montmartre koń go przewrócił.
— Dobrze... moja siostro. Ściśle wypełnię zlecenie.
— A teraz proszę, odwieź mnie na stacyę, zkąd mnie przywiozłeś.
Loriot ruszył z miejsca.
Ów człowiek w ubiorze ubogiego włóczęgi, patrzył zdaleka na rozmawiających, słów jednak tej rozmowy dosłyszeć nie mógł.
Na widok odjeżdżającego fiakra potrząsnął głową i zeszedł ze wzgórza Montmartre.
Siostra Marya, wróciwszy przed śniadaniem do pałacu, nic nie mówiła Anieli o swojej rannej wycieczce, tak, jak zarówno i młode dziewczę nic jej nie wspomniało o wysłanej depeszy do porucznika Vandame.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Tydzień upłynął od zaślubin Eugeniusza Loiseau z Wiktoryną Béraud.
Po paru dniach nieuchronnego próżnowania nowożeniec zabrał się do pracy w warsztacie introligatorskim przy bibliotece św. Genowefy:
Wiktoryna przeniosła również swój mały warsztat kwiaciarski do mężowskiego mieszkania, wraz ze swemi skromnemi meblami.