Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/472

Ta strona została skorygowana.

Osiem dni upłynęło zaledwie, a już mogła mieć powód żalenia się na Eugeniusza.
Wszystkie, czynione przed zaślubinami przysięgi poszły w zapomnienie.
Zamiast wracać do domu po pracy, Loiseau wchodził do knajpy, gdzie do późna pił absynt.
Dwa razy wrócił silnie „podcięty,“ jak mówią w gminnym języku.
Za pierwszym razem Wiktoryna łagodnie uczyniła mu wymówkę.
Eugeniusz złym się stawał w przystępie pijaństwa. Absynt nie rozweselał go, lecz czynił drażliwym, ponurym.
Odpowiedział młodej małżonce w sposób brutalny.
Gdy się toż samo powtórzyło raz drugi, Wiktoryna wystąpiła z ostrzejszą naganą.
Introligator wykrzyknął, że on jest panem domu, że działa według swej woli i nie da nigdy za nos się prowadzić, jak niektórzy znani mężowie.
I jakby na dowód tej władzy, wywrócił stół, przy którym młoda małżonka jadła obiad.
Mamyż potrzebę twierdzić, iż biedna kobieta wiele płakała?
Gospodarstwo źle iść poczęło, a co w przyszłości być mogło?
Nazajutrz po tej scenie Misticot przybył do nowozaślubionych zrana, by zdać rachunek Eugeniuszowi z poczynionych wydatków podczas wesela.
Introligator zabierał się do wyjścia bardzo rano i był w złym humorze.
— Wszak wiesz, że Misticot ma być u nas na śniadaniu, powiadomił nas o tem... — mówiła Wiktoryna.
— No... to powrócę na śniadanie... Bądź zdrowa! — odparł, wychodząc.
— Nie pożegnasz się zemną... nie uściśniesz mnie nawet?
— Nie mam czasu... biegnę. — I wyszedł z pośpiechem.