wi, ja obowiązuję się to uczynić. Przestawię mu całe smutne następstwa jego postępowania. Serce mnie boli, patrząc jak pani płaczesz i rozpaczasz w ósmym dniu zaślubin. Mów więc, zaklinam, kim jest ów nędznik, ten łotr, który prowadzi twojego męża na zgubę?
Wiktoryna już chciała przemówić, nagle się jednak zastanowiła i słowo na jej ustach skonało.
Paweł Béraud, będąc człowiekiem podłego charakteru, kto wie, czy by się na niej nie zemścił za wyjawienie swej tajemnicy. Było prawdopodobnem, iż gotówby był to zrobić.
Eugeniusz Loiseau rozgniewałby się zarówno, posłyszawszy, iż Wiktoryna obcych ludzi wtajemnicza w domowe sprzeczki i zwady.
— Na co mam ci wymieniać tego nikczemnika? — ozwała się po krótkiem milczeniu — nic to nie pomoże w tym razie. Najlepiej uzbroić się w cierpliwość... Po deszczu następuje pogoda. Eugeniusz nie zawsze pić będzie. Spostrzegłszy swą winę, pożałuje tak brutalnego ze mną postępowania. Niepotrzebnie płakałam przed tobą. Wszystko to zmienić się może. A teraz powiedz mi — mówiła dalej usiłując przybrać spokojność — zostaniesz u nas na śniadaniu?
— Tak... chciałbym zdać Eugeniuszowi rachunek z wydatków weselnych. Może jednak nie w porę z tem dziś przychodzę?
— Bynajmniej... Mój mąż wie o tem, że masz być u nas. Wróci tu o jedenastej na śniadanie.
— Dobrze... to i ja przyjdę na jedenastą — rzekł chłopiec, zabierając się ku wyjściu.
— Jakto... nie zaczekasz na niego?
— Nie, mam pójść o dziesiątej za interesem ojca Loriota, tego zacnego woźnicy fiakra nr. 13. Niedaleko ztąd, w po-