bliżu ulicy Sekwany. Wracając, wstąpię do warsztatu introligatorskiego i przyprowadzę z sobą Eugeniusza.
— Do widzenia więc... panie Misticot.
— Do widzenia, pani Loiseau.
Podrostek wyszedł.
— Do czarta! — myślał, biegnąc na ulicę Sekwany — otóż biedna kobieta sprowadziła sobie zmartwienie temi zaślubinami. Jak śmie to zwierzę... ów Loiseau, wyprawiać podobn sceny, zaślubiwszy młodą, ładną dziewczynę, tak pracowitą robotnicę? Jest to nikczemność z jego strony... Lecz o kim ona myślała, mówiąc: iż mamy Judasza w rodzinie... zdrajcę... obłudnego przyjaciela?... Ktoby to mógł być? Miała mi go już wymienić i nagle się powstrzymała. Loiseau jest człowiekiem słabego charakteru... Wypiwszy absynt, staje się brutalem. Kiedykolwiekbądź wróciwszy nietrzeźwym, uderzy Wiktorynę... Muszę ja jemu nieco prawdy powiedzieć przy śniadaniu. Nie lubię patrzeć na łzy kobiet.
Załatwiwszy polecenie Loriota na ulicy Sekwany, Misticot udał się do biblioteki św. Genowefy, gdzie, jak wiemy, Loiseau pracował przy swym introligatorskim warsztacie.
Drzwi z tego budynku wychodziły na plac Panteonu. Podrostek stanął przy tych drzwiach, oczekując na wyjście robotników.
Jakiś mężczyzna oczekiwał tam także, wzdłuż i wszerz się przechadzając. Skoro się wykręcił, Misticot krzyknął zdziwiony:
— A! jeśli się nie mylę, pan Paweł Béraud?
— Tak, ja to właśnie... — odrzekł urzędnik lyońskiego biura kredytowego, podając chłopcu rękę.
— Zkąd pan się tu wziąłeś, u licha?... Wiem, że mieszkasz na Włoskim bulwarze...
— Chodziłem za załatwieniem pewnego interesu na bulwar św. Michała i oczekuję na Eugeniusza, skoro wyjdzie z warsztatu.
— To szczególne... bo i ja czekam na niego.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/476
Ta strona została skorygowana.