Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/486

Ta strona została skorygowana.

— Nie byłem tam dziś... Czy mówiła, że tu powróci?
— Nic o tem nie mówiła... Gdyby jednakże przyjechała?
— Przyślij ją, matko, do kaplicy. Idę tam właśnie.
— Dobrze... będę pamiętała.
Misticot pobiegł schodami na piąte piętro, do pokoiku, skromnie umeblowanego, lecz zalecającego się wzorową schludnością. Tam, rozmyślając nad tem, w jakim celu przybywała doń zakonnica, wziął swoje pudełko, zamknął drzwi na klucz i poszedł na Montmartre, do nowobudującego się kościoła.

XVII.

Arnold Desvignes, nazajutrz po swej wizycie w pałacu na bulwarze Haussmana, udał się wcześnie do bankowego biura, którego został wspólnikiem.
Wszedł właśnie w chwili, gdy Verrière wchodził do swego gabinetu.
— Będziemy razem pracowali tego rana — rzekł Desvignes po powitaniu. — Po południu pojedziemy do teatru Fantazyj. Potrzeba mi poznać towarzystwo dramatyczne tego La Fougèra. Jeżeli panna Leona, owa Wenus sceniczna, cięży ci bankierze, wkrótce, jak ci mówiłem, pozbędziemy się jej.
— Przedewszystkiem nasza praca... — odparł Verrière. — Ale muszę cię też powiadomić — dodał — o tem, co wczoraj zaszło u mnie po twojem odejściu.
— Coś ważnego?
— Osądzisz.
Tu Verrière opowiedział w krótkości rozmowę, jaka miała miejsce pomiędzy nim a siostrą Maryą.
Arnold słuchał opowiadania z natężoną uwagą.
— Wypływa ztąd — rzekł — iż będę miał wiele trudności do zwalczenia, by zyskać miłość panny Anieli.
— I ja tak sądzę...