Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/491

Ta strona została skorygowana.

— Najchętniej! Próba może się dalej odbywać bezemnie. Przedewszystkiem interesa! Proszę... pójdźcie panowie.
— I ja wam towarzyszę... — ozwała się Leona.
— Nie słyszałażeś pani, iż mamy mówić o interesach? — odparł szorstko Desvignes.
— Cóż z tego? Znam dobrze tak teatralne interesa, jako i interesa bankiera.
— Mimo to, pani, twoja obecność mogłaby nas krępować... — powtórzył Arnold z naciskiem.
Leona przygryzła wargi i brwi zmarszczyła.
Chciała nalegać dalej, La Fougère jednak nakazał jej gestem milczenie.
— Proszę... pójdźcie panowie... — rzekł głośno.
I wyprowadził obu mężczyzn, podczas gdy aktorka, zostawszy w kulisach, tupnęła gniewnie nogą o podłogę, szepcąc zcicha:
— Co to wszystko znaczy? W tem się ukrywa coś niezwykłego... Verrière przyjął wspólnika... Dlaczego? Widoczna, iż nie mógł sam dalej prowadzić interesów... Zaledwie powitać mnie raczył... nie dbam ja o to, lecz niech mi odda pieniądze, jakie u niego ulokowałam... Rzecz ta musi się wyjaśnić za chwilę.
Nagle zabrzmiał głos reżysera:
— Panno Leono! na scenę... do dziewiątego obrazu!
I próba się rozpoczęła.

XVIII.

Gabinet, do którego La Fougère wprowadził Verrièra wraz z Arnoldem Desvignes, był to obszerny pokój, w którym zmieszane w nieładzie manuskrypta, dzienniki, rysunki kostiumów, wzory dekoracyj i paki różnych papierów doszczętnie go zapełniały.