Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/492

Ta strona została skorygowana.

Dyrektor, podawszy krzesła przybyłym, usiadł przed biurkiem i czekał.
— Pan Verrière — zaczął Desvignes — przedstawił mnie panu jako swojego wspólnika; jestem nim od wczoraj w rzeczy samej. Przyjmując powyższe zobowiązanie, przyjąłem zarazem na siebie połowę interesów banku tak złych, jak i dobrych.
— O! wszystkie one są dobre... — odparł, uśmiechając się, La Fougère.
— Mylisz się pan... — zawołał były sekretarz z Kalkuty. — Pan Verrière, idąc za popędem swego szlachetnego serca niejednokrotnie, bez względu na własne straty pieniężne, starał się komuś wyświadczyć przysługę. Rozpatrzywszy się w bankowych operacyach jego domu, spostrzegłem, że mój wspólnik bywał często oszukiwanym i odtąd postanowiłem wraz z nim walczyć energicznie przeciw wyzyskowi słabości. Między licznemi wekslami znalazłem i pańskie, panie La Fougère.
Od pierwszych słów Arnolda widocznem było zakłopotanie dyiektora, pokryć je wszakże usiłował pozorem dobrego humoru.
— O! — rzekł zmienionym głosem — moje interesa z kochanym Juliuszem są rzeczą najprostszą w świecie! Mamy z sobą rachunki... Jednorazowo otrzymałem od niego trzysta tysięcy franków i powtórnie pięćdziesiąt tysięcy.
— Prócz tego pan Verrière poręczył za panem u pewnego kupca na sześćdziesiąt tysięcy franków.
— Tak... rzeczywiście... Ogół wynosi czterysta dziesięć tysięcy franków, na które dałem mu piśmienne zobowiązania.
— Których pan nie wypełniłeś...
— Krewni pomagać sobie nawzajem powinni.
— Nie ma pokrewieństwa w interesach... A zresztą, ja nie jestem wcale pańskim krewnym.
— Do czegóż to jednak wszystko prowadzi? — pytał La Fougère coraz mocniej zmięszany. — Ułożyliśmy pomiędzy so-