Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/494

Ta strona została skorygowana.

— Co? on chciał wyłudzić odemnie znów pięćdziesiąt tysięcy franków? — zawołał ojciec Anieli.
— Ale gdzież znowu?... — wyjąknął La Fougère osłupiały, nie mogąc pojąć, zkąd ów nieznajomy był tak dokładnie powiadomionym o jego zamiarach.
— Mój panie... daremno chcieć ukrywać... — rzekł Desvignes. — Rozpoczynasz pan z nami grę niebezpieczną... ale napróżno. Pan Verrière był przez pana oszukiwanym od chwili udzielenia ci pierwszej pożyczki. Na szczęście, ja się znalazłem, ażeby położyć tamę wyzyskiwaniu. Znam wszystkie pańskie manewry i będę się starał je odsłonić. Używałeś pan panny Leony, ażeby za jej pomocą wpływ wywrzeć na mego wspólnika i czerpać dowolnie z jego kasy żelaznej. Jak nazwać, panie, takie rzemiosło, w którem panna Leona, będąc pańską pomocnicą w wydobywaniu od drugich pieniędzy, była zarazem i pańską kochanką?
— Jego kochanką? — zawołał, zrywając się Verière.
— To fałsz!... fałsz... — jąkał La Fougère.
— Nie! jest to najczystsza prawda, o której wiedzą w całym teatrze, ponieważ pan z tem się nie kryłeś! Podobne pańskie postępowanie nie zasługuje na żadne uwzględnienie z naszej strony. Będziemy przeto korzystali z praw naszych.
— Żądacie więc mojej ruiny... mej śmierci?
— My chcemy jedynie zostać zapłaconymi, aby za głupców nie uchodzić... Teraz więc zostałeś pan powiadomionym. W dniu 31-ym maja masz nam wręczyć sto tysięcy franków... bądź na to przygotowanym.
I nie odpowiadając ani słowa na prośby zrozpaczonego La Fougéra, usiłującego ich zatrzymać, Desvignes wyszedł z Verrièrem.
Ten ostatni rzekł w korytarzu do swego wspólnika:
— Otrzymamy sto tysięcy franków...
— Tak sądzisz?
— Jestem tego pewny.
— Kto mu je pożyczy?