— Leona.
— Nie, to nie nastąpi...
— Zobaczysz!
I weszli oba na scenę.
Próba się ukończyła. Leona siedziała z boku na krześle, oczekując na ukazanie się Verrièra. Spostrzegłszy go, podbiegła ku niemu.
— Ukończyłeś już, bankierze, interesa z dyrekcyą — wyrzekła — mogę więc z tobą teraz pomówić.
Verrière, któremu obecność Arnolda dodawała energii, odparł obojętnie:
— Jestem w mym gabinecie codziennie do piątej godziny. Możesz mnie pani tam zastać, jeżeli ci się przybyć podoba.
I chciał wyjść, aktorka jednakże, chwyciwszy go za rękę, przytrzymała w miejscu, wołając:
— A kiedyż porzucisz nareszcie te swoje nieznośne przybrane maniery wielkiego pana?
— Proszę... zastanów się pani... — rzekł Desvignes — mów mniej głośno... mogą cię posłyszeć...
— Kto?
— Pan La Fougère... twój kochanek...
— Nie chodzi tu o La Fougèra — odpowiedziała bezczelnie — lecz o mnie i o pana Verrière... Łączą nas wspólne interesa.
— Chcesz pani powiedzieć, że mamy twe kapitały w swem ręku... Wiem o tem... — odparł Desvignes — jest to suma, wynosząca sto dziewięćdziesiąt tysięcy franków. W ciągu dni czterech oddamy ją pani do jej rozporządzenia. Trzydziestego maja, o godzinie dziewiątej zrana, chciej przybyć do naszej kasy, a wypłaconą ci ona zostanie za pokwitowaniem. Teraz udaj się pani do swego dyrektora, pana La Fougère, potrzebuje on pewno pomówić z panią, poradzić się jej, czyli ma zamknąć swój teatr od dzisiejszego wieczora i zwinąć swój bilans.
I wraz z Verrièrem zwrócił się ku wyjściu.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/495
Ta strona została skorygowana.