Arnold Desvignes... mój wspólnik od wczoraj... — dodał, wskazując na tegoż.
Vandame skinął głową tak lekko, nieznacznie, iż to powitanie miało raczej cechę zuchwałego lekceważenia, niźli grzeczności.
Bankier z Arnoldem dobrze to zauważyli.
Verrière zmarszczył czoło powtórnie.
Desvignes utkwił płonący wzrok w porucznika.
Spojrzenia ich się spotkały.
Z oczu Vandama błyskała nienawiść i wyzwanie. Wzrok Arnolda był spokojnym, jak siła, której był pewnym, a zimnym, jak ostrze szpady.
Siostra Marya weszła do salonu.
Desvignes powitał ją ukłonem, noszącym cechę głębokiego poszanowania. Zakonnica, spostrzegłszy razem Vandama i Arnolda naprzeciw siebie, dwóch rywali, a tem samem dwóch wrogów, czuła się opanowaną zdumieniem i trwogą.
— Rzecz pewna — myślała — iż bankier musiał ich sobie wzajem przedstawiać. Vandame, dowiedziawszy się przeto, iż jego wuj przybrał wspólnika, nie wiedział jednak, jak wielkie niebezpieczeństwo zagraża jego miłości. Czy Aniela zdołała go o tem powiadomić?... Czyli z tej sytuacyi i z tegoż spotkania nie wyniknie coś strasznego?
Siostra Marya byłaby dała wiele, ażeby zdołać wybadać swoją kuzynkę, dowiedzieć się, co zaszło przed jej przybyciem, niepodobna było jednak tego uczynić. Należało obserwować i czekać.
Służący wszedł z oznajmieniem, że obiad na stole.
Arnold podał rękę Anieli. Dziewczę się zawahało.
Spostrzegła iż Vandame zadrżał z gestem gniewu.