Obawa wywołania natychmiastowej zwady pomiędzy rywalami pokonała uczucie wstrętu, jakim ją napawał wspólnik Verrièra. Położyła rękę na jego ramieniu, ale tak zlekka, iż go zaledwie dotykać się zdawała.
Siostra Marya zauważyła wszystkie te poruszenia. Nic nie uszło jej uwagi.
— Vandame wie o wszystkiem — pomyślała. — Obaj ci ludzie nienawidzą się wzajem.
Obiad był dziwnie smutnym i trwał bardzo krótko, pomimo usiłowań Arnolda Desvignes, który, jak zwykle, panując nad sobą, zachował całą krew zimną.
Przeszli wszyscy do salonu.
Porucznik mimo, że był człowiekiem dobrze wychowanym, z wyższą światową ogładą, nie mógł powściągnąć owładającego nim wzburzenia. Obecność nowego bankierskiego wspólnika denerwowała go do najwyższego stopnia i nie starał się pokryć owego rozdrażnienia.
Pokilkakrotnie szorstko mu odpowiedział.
Arnold, bardziej flegmatyczny od wszystkich anglików, zdawał się jakby tego nie rozumieć wcale.
Verrière czuł, że atmosfera była przesycona elektrycznością, że burza wisi w powietrzu, ufność wszelako, jaką pokładał w nadzwyczajnej zręczności postępowania Arnolda, usuwała wszelkie obawy.
— Ten człowiek dąży śmiało do celu — myślał sobie — nic go nie zwróci z drogi, jaką sobie nakreślił.
I popijał czarną kawę w najzupełniejszym spokoju, dolewając do niej Chartreusu.
Vandama chwilami owładała chęć niepowściągniona przełamania lodów i dowiedzenia się, o ile były prawdziwemi przewidywania Anieli, obawa jednak rozdrażnienia wuja przeciw sobie powstrzymywała go, nakazując panować nad sobą. W przyjaznej wszelako chwili odważył się powiedzieć:
— Wyznaję, że mocno zdziwiłem się dziś, mój wuju. Niejednokrotnie pośród rozmowy słyszałem cię odpychającego
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/504
Ta strona została skorygowana.