Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/505

Ta strona została skorygowana.

ze wstrętem myśl wzięcia wspólnika. Wspólnictwo, a z niem podział władzy i odpowiedzialności, nie leżały ani w twoim temperamencie, ani upodobaniu. Widać, iż twój sposób zapatrywania się, zmienił się nagle.
— Tak... bezwątpienia... — odparł spokojnie Verrière. — Z biegiem lat, pod wpływem doświadczenia, idee się zmieniają. Godzę się na stare nasze klasyczne przysłowie: „Ten jest głupim człowiekiem, który się nigdy nie zmienia.“ Pracowałem wiele... Z wiekiem przybyło znużenie. Uczułem potrzebę pozyskania drugiego ja, wokoło siebie, młodego człowieka, inteligentnego, czynnego, energicznego, idącego z prądem naszej epoki.
— Nie aprobujesz-że pan wyboru panna Verrière? — zapytał Desvignes spokojnie, bez najmniejszego odcienia ironii.
— Nie znając pana, wiedzieć nie mogę, czyli mój wuj zły lub dobry wybór uczynił... — odparł pogardliwie Vandame.
— A! chciałeś pan może, ażeby przedtem zasięgnął pańskiej porady? — rzekł, uśmiechając się Desvignes.
Cios wymierzonym był widocznie.
Siostra Marya z Anielą zamieniły spojrzenie, pełne obawy.
Porucznik zerwał się, by coś odpowiedzieć. Verrière przeciął mu słowa.
— Wszyscy wiedzą, iż się nie radzę nigdy nikogo — odpowiedział — nie mam zwyczaju przyjmowania zdań cudzych. Mój zatem siostrzeniec nie może mieć pretensyi, iż nie narzucił mi swojej. Dziwi się, żem wziął wspólnika... To mnie mało obchodzi. Wspólnik ten mi się podoba, pozyskał całkowite moje zaufanie, jest już obecnie mym przyjacielem, a wkrótce, mam nadzieję, stanie się dla mnie czemś więcej, niż wspólnikiem i przyjacielem.
Wygłoszeniem powyższych wyrazów bankier rozświetlił ciemną dotąd sytuacyę.
Aniela wraz z siostrą Maryą pobladły z przerażenia.