Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/515

Ta strona została skorygowana.
XXII.

— Plugawcze! — zawołał gałganiarz, wygrażając pięścią siostrzeńcowi przez szybę sklepu.
— Na co się unosić daremnie, ojcze Béraud — wyrzekł Misticot — już on się nie zmieni. Wszedł na złą drogę i będzie po niej postępował aż do kresu...
— Do Nowej Kaledonii... — mruknął stary. — Piękny to zaszczyt dla rodziny... nie ma co mówić!
— Błędy osobiste jednostek nie kalają innych — rzekł chłopiec. — Matko Perrot, proszę o moją bieliznę.
— Oto jest.
— Ileż wam winienem?
— Piętnaście sous.
— Chciejcie wziąć... Ścisłe rachunki jednają przyjaciół.
Podczas powyższej rozmowy dwie prasujące robotnice ukończyły swą pracę, zabierając się do wyjścia.
— Zaczekaj na nas, panie Misticot — rzekła jedna z nich — idąc w jedną stronę... razem pójdziemy. Odprowadzisz nas. O tej porze nie brak na ulicach łotrów różnego rodzaju.
— Z przyjemnością... — odrzekł podrostek, któremu pochlebiała rola obrońcy, mężczyzny.
Wyszli we troje razem.
— Otóż jesteśmy sami — zaczęła wdowa Perron. — Czy masz mi, bracie, coś do powiedzenia?
— Przedewszystkiem sklep zamknij.
— Jakaś więc tajemnica?
— No tak... do czarta! I bardzo ważna.
— Zamknę natychmiast.
I w mgnieniu oka, zamknąwszy drzwi sklepu, spuściła żelazną okiennicę.
Podeszła wiekiem praczka, znużona całodzienną pracą, upadła na krzesło.