Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/518

Ta strona została skorygowana.

— Korzystając z ruiny ojca, kupujesz rękę córki... To nikczemne... haniebne!
Były sekretarz Mortimera zaczął tracić cierpliwość.
— Czy to już wszystko? — zapytał, usiłując utrzymać pozór spokojności.
— Nie! nie wszystko!... — zawołał Vandame. — Kocham pannę Verrière... i jestem przez nią kochanym... Rozumiesz pan?
— Rozumiem... ale nie życzę sobie słuchać pańskich miłosnych zwierzeń i proszę o oszczędzenie mi na przyszłość takowych. Tak pan Verrière, jak i ja, nie potrzebujemy nikomu zdawać rachunku z naszych projektów i czynów. Pan kochasz pannę Verrière... cóż zatem? Panna Verrière pana kocha... cóż z tego? Dalej... pan Verrière chce mnie uczynić swym zięciem. No!... przypuśćmy, że tak jest, czy sądzisz, że będę cię prosił na to o upoważnienie?
— Pan kochasz Anielę... i chcesz ją zaślubić...
— A gdyby tak było?
— Gdyby tak było... zabraniam panu ją kochać! Zabraniam ci myśleć ojej zaślubieniu... zabraniam ci nadal prowadzenia targu o jej rękę, ułożonego pomiędzy tobą a panem Verrière.
— A! pan mi tego zabraniasz?
— Tak!
— A jeślibym na ów pański zakaz nie zważał... cóżby nastąpiło?
— Co? wkrótce pan zobaczysz...
— A więc upewniam pana, że nie zmienię moich zamiarów... i że zaślubię pannę Verrière, jeżeli jej ojcu podobać się to będzie.
— Tak? — zawołał Vandame, ogarnięty wściekłością — a zatem jesteś nędznikiem i jako takiego traktować mi cię wolno!
Tu podniósł rękę, aby uderzyć Arnolda w twarz rękawiczką.