Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

— Bądź ostrożną, me dziecię... — zaczął, śmiejąc się żartobliwie, ojciec Anieli.
— Dlaczego?
— Rozrywki podobnego rodzaju mogą być kompromitującemi. Taki towarzysz podróży, wyglądający przyzwoicie z pozoru, zdaje się być dobrze wychowanym... Poczyna rozmowę... odpowiada mu się. Z tych kilku słów zamienionych obojętnie, wynika bliższa znajomość... I jest się zmuszoną bądź na bulwarach, bądź w teatrze, przyjąć i oddać ukłon nawzajem jakiemu rycerzowi przemysłu zaułkowego.
— Twój ojciec ma słuszność — rzekła siostra Marya — mówi to właśnie, o czem ja myślałam.
Po tych słowach rozmowa przeszła na inny przedmiot i zapomniano zupełnie o towarzyszu podróży.
Gérard jednakże nie zapomniał Anieli.
Gdy uwożący ją powóz zniknął mu z przed oczu, zeszedł ze schodów, a spostrzegłszy lokaja, stojącego przy omnibusie, w który pakował bagaże, podszedł ku niemu, postanawiając w jakikolwiekbądź sposób dowiedzieć się, kto była owa urocza blondynka.
— Słuchaj no... mój przyjacielu! — rzekł do służącego.
— Co pan rozkaże?
— Udzielisz mi małe objaśnienie.
— W czem takiem?
— Wszak się nie mylę, że ów mężczyzna, który ci oddał kwit na te bagaże i odjechał powozem w towarzystwie młodej panienki i zakonnicy, jest panem baronem de Borny, deputowanym, mieszkającym przy ulicy Bourgogne, nr. 28?
— Ależ bynajmniej... — odparł służący z uśmiechem — mój pan jest podobnym być może do wymienionej przez pana osoby, lecz nie jest on ani deputowanym, ani baronem, ale bankierem. Nazywa się Juliusz Verrière, mieszka pod numerem 54 na bulwarze Haussmana.
Gérard notował w pamięci udzielone sobie objaśnienie.