— Wiedziałem, że przed osiągnięciem celu napotkam przeszkody, jakie zwalczyć potrzeba mi będzie. Emil Vandame jest z nich pierwszą, a być może, najniebezpieczniejszą... Zgładzić go trzeba. Los mi widocznie sprzyja... a w potrzebie dopomogę tej szczęśliwej mej gwieździe.
Wróciwszy do siebie, udał się na spoczynek, nie dlatego jednak, by zasnąć, lecz aby nadal układać swe plany.
Opuściliśmy wdowę Perrot w chwili, gdy jej brat, gałganiarz, Piotr Béraud, przyszedłszy do sklepu, rzeki do niej:
— Chcę z tobą pomówić o naszym bracie, Edmundzie Béraud.
— O Edmundzie? — zawołała wdowa z osłupieniem. — Chcesz zemną mówić o naszym biednym bracie Edmundzie?
— Tak.
— Cóż możesz mi o nim powiedzieć? Zniknął on lat przeszło trzydziestu... Umarł oddawna, jestem tego pewną.
— Kto wie? — rzekł Béraud.
— Masz o nim jaką wiadomość?
— Być może.
— Mów! nie trzymaj mnie, jak na rozżarzonych węglach. Mów prędko... jeżeli wiesz cośkolwiek.
— Moje rzemiosło gałganiarza ma swą dobrą stronę, jak widzisz, siostro... — odrzekł Piotr. — Przebiegając Paryż podczas nocy z haczykiem w ręku, a pudłem na plecach, bawię się w dzień, czytając na odpoczynek skrawki dzienników, jakie wygrzebuję wśród śmieci. Znajduję w śmieciach zarówno urywki listów, przysięgi miłosne, pieniężne obietnice, groźby śmierci, próżność, fałsz i kłamstwa; kawałki kontraktów, szmaty dzienników i różne ludzkie głupstwa tego rodzaju.
Śmieję się niekiedy, siedząc samotny, śmieję do rozpuku z tego wszystkiego!