Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/527

Ta strona została skorygowana.

Bankier wyszedł ze swego apartamentu. Siostra Marya w przysionku na niego oczekiwała.
— Jadę z tobą więc... — wyrzekła.
— Wszakżeśmy ułożyli to wczoraj... — odpowiedział. — Przyznam ci jednak, żem całkiem zapomniał o twoim żądaniu... Tak jestem obarczony interesami!..
W kilka minut przybyli na ulicę Le Pelletier.
Arnold od godziny już pracował w biurowym gabinecie.
Spostrzegłszy wchodzących podniósł się z pozorem najgłębszego poszanowania witając zakonnicę.
Siostra Marya oddając mu ukłon, bacznie śledziła jego fizyonomie. Znalazła ją spokojną i uśmiechniętą.
— Przybywam do pana w interesie pieniężnym — wyrzekła.
— Tak... moja siostrzenica potrzebuje dwudziestu tysięcy franków na dokonanie pewnego pobożnego dzieła — ozwał się Verrière. — Racz jej wypłacić takowe, drogi przyjacielu.
— Natychmiast.
Tu Desvignes otworzył oddzielną osobistą kasę, kluczem, jaki miał przy sobie. Wyjął dwie paczki banknotów, każda zawierająca po dziesięć biletów tysiąc frankowych, i wręczył je z ukłonem zakonnicy, a podczas gdy ona przeliczała takowe, kreślił coś szybko z boku na papierze.
— Zapewne mam wydać pokwitowanie? — zapytała siostra Marya.
— Oto jest już przygotowane — rzekł Desvignes, podsuwając papier, na którym pisał przed chwilą.
Zakonnica podpisała, nie przeczytawszy nawet na czem podpis swój kładzie.
— Nie przeszkadzam panom... — wyrzekła — idę gdzie na mnie oczekują. I uścisnąwszy rękę swego wuja, ukłoniwszy się Arnoldowi, odeszła.
— Podrzyj to pokwitowanie... a raczej spal je — rzekł Verrière do swego wspólnika. — Moja siostrzenica nie jest zapisaną w mych księgach bankowych, te dwadzieścia tysięcy