— Tak... i otrzymuje się pchnięcie w brzuch szpadą, lub kulą w głowę.
— Ha! to są zwykłe szanse pojedynku.
— Jeżeli zabijesz mego siostrzeńca — rzekł Vèrriere — w takim razie otrzyma na co zasłużył; będziemy mieli mniej o jednego spadkobiercę. Lecz gdybyś ty został zabitym?
— To cóż?
— Co stałoby się natenczas z naszym projektem?
— Wpadłby jak kamień w wodę... rzecz prosta.
— A ze mną coby się stało?
— Z tobą? Podniosłem cię... podźwignąłem; uporządkowałem twe interesa...
— A owe miliony?
— Miliony? — powtórzył Desvignes przyciszonym głosem. — Będziesz czekał z odebraniem swej części dopóki nie stwierdzą zgonu Edmunda Béraud.
— Ha! — zawołał Vèrriere ogarnięty wściekłością. — Czekać i czekać... przez całe życie być może! Niech będzie przeklętym ów pojedynek!.. Przekleństwo temu Vandam’owi! Przekleństwo twojej miłości dla Anieli!
— Nie przeklinaj tego uczucia... Ono mnie poprowadziło ku tobie.
— I ono cię zgubi... pozbawi cię życia!
— Jestżeś tak pewnym, iż nie powrócę żywy? — pytał Desvignes z uśmiechem. — Strzelam doskonale z rewolwerów.
— Pamiętaj jednak, że Vandame posiada zdumiewającą siłę. Zajmuje się udoskonalaniem palnej broni, jest wynalazcą... Bawi się tem, jak ty się bawisz piórem i ołówkiem.
— E! hazard nie jest tak groźnym, jak ty go sobie wyobrażasz. Wszystko to bezpotrzebne słowa... Powinienem się bić... i bić się będę!
— Czyżeś przynajmniej uporządkował swe interesa?
— Jakie interesa?
— No... czyś przygotował testament?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/529
Ta strona została skorygowana.