— Tego to nie wiem.
— No... o tem łatwo się będzie dowiedzieć... Ulica Tivoli nie jest zbyt długą.
— Prócz tego, przychodzi on codziennie do biura Verrièr’a, pod numerem 42, położonego przy ulicy Le Pelletier.
— To tam jest dom bankowy?
— Tak... A co wieczór przybywa na obiad do pałacu na bulwarze Haussmana... Zwykle przychodzi tam wraz z moim wujem.
— W jakim czasie?
— Pomiędzy szóstą a w pół do siódmej.
— Dobrze... Będę się starał dziś już wieczorem rozpatrzeć się w jego obliczu, a skoro je raz odfotografuję w skrzynce mych wspomnień, nie wyjdzie ono ztamtąd już więcej. Lecz jeszcze chciałem o coś zapytać cię siostro...
— Mów, moje dziecię.
— Pojmujesz, iż najlepiej zebrać bym mógł potrzebne o nim objaśnienia w jego rodzinnem miejscu. Zkąd on więc pochodzi... Z jakiego kraju i okolicy?
— Dziś tego nie wiem, będę się jednak starała o tem dowiedziać i udzielę ci tę wiadomość. Nie szczędź ni trudów, ni kosztów... Pieniądz jest wielką dźwignią na tym świecie. Rozsiewaj pieniądze, gdy będzie potrzeba.
— Rozsiewać pieniądze? — powtórzył chłopiec z komicznym grymasem; — łatwo to powiedzieć... Ziarno to siać łatwo, ale odnaleźć je trudno!
— Mówiłam ci, że mój majątek oddaję do twego rozporządzenia... I otóż przyjmij na twoje pierwsze wydatki.
Tu zakonnica podała chłopcu dwie paczki biletów bankowych, otrzymanych od Arnolda Desvignes.
— Lecz proszę... ileż tu jest? — pytał Misticot, biorąc banknoty.
— Dwadzieścia tysięcy franków.
— Dwadzieścia tysięcy franków!... — zawołał. — Och! ależ to dwadzieścia razy za wiele!
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/537
Ta strona została skorygowana.