z placu Bastylii i biegnie równolegle z bulwarem Beaumarchais’ego aż do ulicy Saint-Gilles.
Przeszedłszy połowę tej ulicy, Gérard zatrzymał się przed jednym z domów, po nad bramą którego dojrzał tablicę z następujacem ogłoszeniem
Pawilon zaraz do wynajęcia, wraz z pracownią dla artysty.
— Z pracownią? — powtórzył; — to mi niepotrzebne lecz nie zaszkodzi zobaczyć. — I wszedł.
Ciężka, masywna brama, pokryta sklepieniem, prowadziła na dziedziniec, zapełniony w kwadrat budynkami, na których widniały zatarte przez czas rzeźby i tarcze herbowe. Ów budynek widocznie był niegdyś pałacem jakiejś zamożnej rodziny. Z końcem ubiegłego stulecia zmieniono go na dom mieszkalny, podzieliwszy na drobniejsze apartamenta.
Izba odźwiernego znajdowała się po nad schodami, gdzie właśnie stała w tej chwili żona pomienionego oficyalisty.
— Pan szukasz kogoś w tym domu? — zapytała.
— Nie — odrzekł Gérard. — Wszak macie pawilon do wynajęcia?
— Tak, panie.
— Jest on niezajętym?
— Od trzech tygodni jest wolnym. Mieszkał w nim poprzednio pewien malarz-artysta, który do Włoch wyjechał. Muszę jednak pana uprzedzić, iż nie jest to zbyt obszerne mieszkanie.
— Ileż pokojów zawiera.
— Cztery wraz z pracownią... i tak: jest sypialnia, pokój jadalny, kuchnia i pracownia, a do tego bardzo ładny ogródek.
Gérard spoglądał badawczo w dziedziniec.
— Lecz gdzież, u czarta, jest ten pawilon? — zawołał — nie widzę go wcale.
— Po nad budynkami... tam, w głębi... od strony bulwaru i Beaumarchais’ego.
— A! to co innego...
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/54
Ta strona została skorygowana.