— Jest jeszcze pewien szczegół, nader wygodny dla lokatora...
— Cóż takiego?
— Oto oddzielne wyjście na bulwar... wyjście specyalne dla pawilonu.
— Zatem są dwa wejścia i dwa wyjścia w tem mieszkaniu? Tu... i na bulwar?
— Tak, panie.
— Jakaż cena tego lokalu?
— Rocznie tysiąc dwieście franków.
— To drogo.
— Nie, panie. Gdyby to mieszkanie znajdowało się w innym okręgu miasta, warte byłoby co najmniej trzy razy tyle. Rozkład jest bardzo wygodny A może pan zechcesz obejrzeć?
— Dobrze — rzekł Gérard.
— Pójdę po klucze i wrócę natychmiast.
To mówiąc, odźwierna weszła do izby, poczem w chwil kilka ukazała się z pękiem kluczów w ręku.
— Tędy, panie... — wyrzekła, idąc w stronę korpusu, a następnie zwracając się ku głównym schodom.
Minąwszy korytarz, otworzyła drzwi, wychodzące na inne schody.
— Otóż przejście do pawilonu — powtórzyła, zwracając się ku idącemu za sobą Gerardowi. — Lokator tegoż posiada wyłączne prawo do tych schodów, od których drzwi są na klucz zamknięte.
Były sekretarz wraz z odźwierną szli po stopniach na górę.
Schody były bardzo ciemne, oświetlało je słabo jedyne okienko, w górze wycięte. Na przedziale drugie drzwi były otwarte, prowadziły one do pawilonu.
Gérard rozpatrywał się bacznie w szczegółach mieszkania, którego okna wychodziły na podwórze.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/55
Ta strona została skorygowana.