— Do czarta! — mruknął za drzwiami — szkoda się było trudzić dla nieotrzymania żadnej wiadomości. Lepiej mi było przespać się w domu.
Naczelnik policyi przeciwnie, zacierał ręce z zadowoleniem.
— Dzięki odwiedzinom — rzekł — tego człowieka — znamy teraz nazwiska wszystkich krewnych Edmunda Béraud. — A zwróciwszy się do Casseneuva, dodał: — Potrzeba wyśledzić, kto są ci ludzie, jaka ich wartość moralna, jak oni żyją?... Ów podróżny, przybyły do Hotelu Indyjskiego, był bratem tego gałganiarza... mam to niezbite przekonanie.
— Nic, panie, jeszcze tego nie dowodzi... — ozwał się Casseneuve.
— Tak... nic nie dowodzi wprawdzie... lecz wszystko wskazuje. Zajmij się tą sprawą. Jest dla mnie rzeczą niezmiernej wagi otrzymanie jakichbądź rezultatów.
— Obawiam się. aby te rezultaty nie były dla nas sprzecznemi — mruknął agent.
— Dlaczego?
— Ponieważ mamy do czynienia, jak to przewiduję, ze złoczyńcami cudzoziemskiego pochodzenia, a nader zręcznymi.
Śledzili oni Edmunda Béraud od chwili jego wyjazdu z Kalkuty, pilnując go jak cienie, a teraz opuścili zapewne Paryż i Francyę po spełnieniu zbrodni.
— Podzielam twe zapatrywania — odrzekł naczelnik; — bądźcobądź jednak działać nam trzeba. Mordercy mogli zniknąć i umknąć... nie zabrali jednak trupa wraz z sobą.
— A! otóż to właśnie!.,. — zawołał Casseneuve. — Gdzie jest ów trup... punkt najważniejszy w tej sprawie. Spoczywa on może na dnie Sekwany, z kamieniem u szyi... I kiedyś zobaczymy go skoro wypłynie zmieniony do niepoznania, nawet skoro go w Mordze wystawią, nikt nie odgadnie jego pochodzenia.
— Wszystko to być może... czyń jednak poszukiwania
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/552
Ta strona została skorygowana.