Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/559

Ta strona została skorygowana.

— Płacz, drogie dziecię... — mówiła zakonnica, zalewając się łzami; — płacz... łzy sercu ulgę przynoszą! płacz... ale nie rozpaczaj przedwcześnie.
— Ach! czyliż mogę mieć jeszcze nadzieję?...
— Dlaczego nie?
— To niepodobna!
— Woli Bożej jest wszystko podobnem...
Aniela podniosła głowę. Jej wzrok zaświecił blaskiem gorączkowym.
— A więc — wyrzekła głosem przerywanym łkaniem — a więc... miał miejsce ów pojedynek przeklęty, jaki przewidywałaś... Jeden z nich dwóch padł na pewno... a może i oba zabitymi zostali!... Jeżeli jeden z nich żyje... który natenczas... który? Ach! myśleć mi dłużej o tem niepodobna... mój umysł mięsza się... zaciemnia!... Widzę krew... krew wszędzie... Mój sen żarem się sprawdza!... Widziałam w nim Vandama, śmiertelnie ugodzonego... leżał na ziemi, w kałuży krwi!...
— Anielo... ukochane dziecię... błagam... uspokój się... — wołała zakonnica.
Dziewczę, jak gdyby nie słysząc słów swojej kuzynki, mówiło dalej:
— Skończone! jeśli on poległ... jestem zgubioną! Opuści mnie cała energia... będę musiała zostać posłuszną woli mego ojca. Być posłuszną? — powtórzyła, podnosząc się ruchem bezwiednym, jak gdyby we śnie magnetycznym — posłuszną? nie... nigdy!... Jeżeli ów człowiek zabił Vandama, biada mu... biada! Emil będzie pomszczonym... Ja... ja tej zemsty dopełnię!...
— Anielo... przez Boga... gorączka opanowywa twój umysł... — szepnęła siostra Marya. — Powiększasz swą boleść. Uspokój się, proszę... zaklinam!
— Ja muszę, o wszystkiej się dowiedzieć! — zawołała gwałtownie panna Verrière. — Słyszysz? ja chcę i muszę, wiedzieć! Pojedziemy do Vandama, do Vincennes... tam prawdę nam powiedzą. Jeżeli poległ... przywdzieję wdowią żałobę i nie zdejmę takowej, aż po dokonania mej zemsty, poczem