To podwórze, nazwane ogródkiem, poprzecinane było trawnikami, wśród których rosło kilka krzaków bzu i agrestu.
Pracownia była oświetloną szerokiemi oknami. Z tych okien, przez sztachety żelazne, okalające dziedziniec, widać było bulwar Beaumarchais’ego.
— Lecz jak się dostać do owego, jak go pani nazywasz, ogródka, chcąc wyjść drzwiami wychodzęcemi na bulwar? — zapytał Gérard.
— Prowadzą tam schody, w murze wycięte w jadalni.
— Chciałbym je widzieć.
— Pójdź pan za mną.
Tu zaprowadziła przybyłego na ciemne wąskie schodki, z kilkunastu stopni złożone.
Znalazłszy się na owem podwórku, ochrzczonem nazwą ogródka, Gérard zbliżył się do sztachet, wyjrzał na ulicę, poczem odwróciwszy się, rzucił okiem na fasadę pawilonu.
Budynek ten zdawał się być niejako przyczepionym do muru sąsiedniego domu, muru zczerniałego przez czas, w którym nie znajdowało się ani jedno okno. Gdzieś zdała na dachach widać było jedynie okienka w podstrychowych facyatkach.
Grunt owego podwórza, czyli raczej ogródka, nie miał płaskiej, równej powierzchni. Wznosił się on stopniowo do wysokości bulwaru, do którego dojść również można było kamiennemi schodami, w rogu umieszczonemi.
Gérard poszedł temi schodami i dosięgnął sztachet żelaznych, pokrytych od tej strony gęstą siatką żelazną, dla uchronienia podwórka od wyrzucania zeń nieczystości z bulwaru.
Następnie spojrzał na ów pawilon dla przekonania się, czy i o ile okna były opatrzone okiennicami. Przy każdem z nich znajdowały się one, z wyjątkiem pracowni, w której, jak powiedzieliśmy, okna te były bardzo szerokie.
Na zapytanie, dlaczego te nie posiadają okiennic, odpowiedziała odźwierna:
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/56
Ta strona została skorygowana.