Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/561

Ta strona została skorygowana.

— Nie nastąpiłby on dziś, być może... był jednak nieuniknionym w danej chwili.
— Może to być... Przyszłość w ręku Boga! Bądźcobądź, obecnie nie wiemy, co się stało, zachowaj więc swe siły, których bardzo potrzebować możesz. Pójdź zemną... siądźmy do stołu... należy ci się pożywić czemśkolwiek... Nakaż milczenie swojemu sercu... Zwalcz siłą woli swą boleść... Pojadę do Vincennes... przyrzekłam ci to i dotrzymam słowa.
— Czuję się złamaną, obezwładnioną... — rzekła panna Verrière, ogarnięta w rzeczy samej niezwykłem moralnem i fizycznem osłabieniem.
— To może chcesz, aby nam tu przyniesiono śniadanie, do twego pokoju?
Dziewczę skinęło głową potwierdzająco, poczem, rzuciwszy się na krzesło, wybuchnęło łkaniem.

XXX.

Podczas biegu pociągu z Paryża do rogatki belgijskiej, Misticot, wsunąwszy się w kąt wagonu pierwszej klasy, zapytywał sam siebie, w jaki sposób mógłby zapobiedz pojedynkowi pomiędzy Vandamem, przyjacielem panny Verrière, a Arnoldem Desvignes, jej wrogiem, lub pragnął przynajmniej odnaleźć coś takiego, coby owo spotkanie odwrócić mogło na korzyść porucznika artyleryi.
Podrostek z Montmartre nie posiadał najmniejszego doświadczenia w tem, co dotyczyło owych tak zwanych „spraw honorowych.“ Nie mogąc przeto rozbierać powodów i następstw pojedynków, ponieważ nie znał ich wcale, zadawalniał się stawianiem tego zapytania:
— Co robić... co robić?
Rzecz prosta, zagadnienie to pozostawało nierozwiązanem, mimo całego natężenia jego wyobraźni i mały sprzedaw-