Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/574

Ta strona została skorygowana.

Zakonnica nie ukazała się wcale, natomiast spostrzegł Misticot Verrièra z Arnoldem, zajeżdżających przed bramę.
— Dziś próżnobym wyczekiwał... — rzekł sam do siebie. — Przyjdę jutro do kaplicy Sacré-Coeur.
I odszedł w stronę Montmartre.
Siostra Mary a wraz z panną Verrière znajdowały się w salonie, rozmawiając o poruczniku.
Aniela, wciąż zasmucona głęboko, z głową pochyloną na piersi, odpowiadała półsłowami kuzynce.
Zajęte rozmową, nie dosłyszały szmeru otwierających się drzwi, ani odgłosu kroków nadchodzących dwóch mężczyzn i za wejściem dopiero bankiera do salonu wraz z jego wspólnikiem obie podniosły głowy.
Spostrzegłszy Arnolda Desvignes, Aniela zbladła przestraszająco, jej oczy zaświeciły blaskiem nienawiści, twarz przybrała wyraz wstrętu i groźby. Zerwała się szybko, a biegnąc ku niemu i patrząc mu w oczy, zawołała:
— Zabiłeś go pan!
— Nie zabiłem nikogo...
— Zatem raniłeś go... niebezpiecznie raniłeś?
— I to nie... Uspokój się pani... nie masz się czego obawiać dla osoby, o której mówisz.
Panna Verrière swobodniej odetchnęła.
— Pan Vandame żyje... zdrów i cały, jak ja... — mówił dalej Desvignes — upewniam słowem honoru.
Dziewczę utkwiło badawcze spojrzenie we wzroku mówiącego, jak gdyby pragnąc przeniknąć głąb jego duszy, dla upewnienia się, czy on mówi prawdę; wzrok jednak Arnolda został nieprzeniknionym, jak i myśl jego, a jednak niepodobna było kłamstwa przypuszczać w tym razie, bezczelność taka albowiem przekroczyłaby wszelką granicę. Zresztą, w jakimby celu to czynił, gdy kłamstwo nazajutrz mogłoby zostać wykrytem?
Aniela więc zwolna się uspokoiła.
Służący oznajmił, iż obiad na stole.