Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/576

Ta strona została skorygowana.

— Nasza rozmowa nie może mieć świadków...
— Pójdź więc pan... — odpowiedziało dziewczę.
I przeszła do małego buduaru, którego drzwi oszklone łączyły się z salonem.

XXXIII.

Przestąpiwszy próg gabinetu, powtórzyła poprzednio wymówione wyrazy:
— Słucham... mów pan...
— Racz pani spocząć — rzekł Desvignes, podsuwając fotel.
— Czy długa to będzie rozmowa? — zapytała panna Verrière.
— Będę się starał uczynić ją jaknajtreściwszą, upewniam...
Z ciężkiem, przytłumionem westchnieniem Aniela padła na podany sobie fotel.
— Nie jest mi wiadomem — zaczął Arnold Desvignes — przez czyją niedyskretność posłyszałaś pani o pojedynku, jaki miał nastąpić pomiędzy mną a panem Vandame.
— Nikt mnie o tem nie powiadamiał, przeczułam, że to spotkanie będzie miało miejsce... odgadłam je sama...
— Pojmuję, że odgadłaś je pani, ponieważ wiedząc, że cię kocham, rozumiałaś dobrze, iż muszę nienawidzieć porucznika, mego rywala.
— Jeżeli mnie pan tu sprowadziłeś dla mówienia mi o swej miłości, która jest dla mnie nieznośną i wstrętną, odchodzę natychmiast! — zawołała panna Verrière.
Tu podniosła się, ku drzwiom zmierzając.
Desvignes, nie ruszając się z miejsca, odparł najspokojniej:
— Nieszczęściem, bliższe wyjaśnienie jest dla nas nieu-