wspaniałomyślność przeraża mnie... Jakiż powód nakazał panu być tyle szlachetnym?
— Powód dwojaki... moja miłość dla pani i zapewnienie sobie mej zemsty. Wydaje się to pani zagadką? Otóż ją wytłumaczę. Życie pana Vandame, które do mnie należało na placu walki, należeć i obecnie nie przestało. Zeznałem, że nie czynię mu łaski, ale udzielam jedynie odroczenie. Służy mi prawo zabić go, skoro mi się tylko podoba. Jego obowiązkiem, jeśli jest człowiekiem honoru, o czem nie wątpię, jest przyjść na moje pierwsze wezwanie i wystawić pierś na mój strzał.
— Ach! — zawołała panna Verrière z przerażeniem i zgrozą... to niepodobna... to być nie może!...
— Zapytaj pani o to świadków spotkania, nie mówię moich, bo tym nie ufałabyś może, lecz świadków pana Vandame, dwóch oficerów artyleryi, jego przyjaciół... Usłyszysz, co ci odpowiedzą.
— Lecz zabić człowieka w ten sposób... na zimno, człowieka rozbrojonego... to byłoby podłem... nikczemnem... to byłoby prostem morderstwem!
— Nie! to byłoby użyciem przynależnego mi prawa. Życie Emila Vandame do mnie należy legalnie, niezaprzeczenie, ponieważ on godził na moje, a chybił. Udzielam mu odroczenie... kilka dni łaski, poczem upomnę się o to, co mnie przynależy. Gdzież tu jest zbrodnia?
— Nie... nie... nie!... — wołała gwałtownie Aniela — ja temu nie wierzę! Nie! pan nie jesteś takim potworem... Nie uczynisz tego, co mówisz!
— Być może... wyrok w tej mierze od pani zależy — odrzekł Desvignes ostrym głosem, jak cięcie spady.
— Odemnie? — powtórzyła panna Verrière z osłupieniem.
— Tak... od pani.
— W jaki sposób?
— Daruję mu życie, jeśli zostaniesz mą żoną.
— Nigdy... nigdy!...
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/579
Ta strona została skorygowana.