Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/591

Ta strona została skorygowana.

— To wyschnie wkrótce — odpowiedziała kobieta. — Okna wychodzą na ulicę... Widać przez nie całą fasadę kościoła, masz pan do tego i balkon.
Tu, otworzywszy drzwi oszklone, weszła na ganek, gdzie i Trilby wszedł za nią.
Przepierzenie z desek dzieliło również ten balkon na dwie połowy.
— Ale nie założono jeszcze kraty, dzielącej te oba balkony... — zauważył Trilby.
— Krata już zamówiona u ślusarza... Wkrótce ją przyniosą i ustawią. Podoba się panu to mieszkanie?
— Podoba mi się... Jakaż jego cena?
— Osiemset franków rocznie.
— Wynajmę je.
— Lecz panu wiadomo zapewne, że za cały kwartał z góry zapłacić potrzeba?
— Wiem o tem... i zapłacę, skoro na dół zejdziemy.
W kilka minut później Trilby wychodził z domu, otrzymawszy pokwitowanie od właściciela tegoż, pana David, na wynajęcie i zapłacenie mieszkania.
— Udało mi się... cios prawdziwie mistrzowski! — wyszepnął, wsiadając do fiakra i wracając tymże na bulwar szpitala. — Będę słyszał i wiedział wszystko, co ów podrostek mówić i czynić będzie w swem „pudle,“ a gdyby stawał się dla nas nazbyt niebezpiecznym, łatwo się z nim załatwimy! Desvignes zadowolonym z nas będzie!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zbytecznem byłoby twierdzić i mówić czytelnikom, iż Vandame po swoim powrocie z za rogatek belgijskich, tonął w czarnych myślach i rozpaczy.