Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/592

Ta strona została skorygowana.

Skutkiem nadspodziewanego, a nie mające rozwiązania pojedynku, porucznik artyleryi powziął stanowcze postanowienie. Jego życie było obecnie w ręku jego wroga, jego rywala, który w każdej chwili mógł go odeń zażądać. Przebywanie w Paryżu wpośród podobnych okoliczności stało się dlań niemożebnem.
Jakaż mu zresztą pozostawała nadzieja?
Oczekiwać na dojście do pełnoletności Anieli i zaślubić ją mimo wszelkich przeszkód i zapór?
Ależ o tem nateraz myśleć niepodobna było, ponieważ napewno w dniu zaślubin Desvigues, korzystając ze swego prawa, stanąłby przed nim, wołając:
— Twe życie do mnie należy... Odbieram ci je.
I roztrzaskałby mu czaszkę, bez skrupułu.
Rozmyślając przez całe godziny dnia nieskończenie długiego, studyując z różnych stron sytuacyę, przekonał się Vandame, że pozostawały mu tylko dwie alternatywy: zabić się... lub się dać zabić.
W ciągu czterdziestu ośmiu godzin młody ów człowiek postarzał o lat kika. Przytłaczająca go boleść moralna wycisnęła swe piętno na jego obliczu. Spochmurniał; spojrzenie jego świeciło blaskiem ponurym.
Za powrotem do Vincennes, jego służbowy żołnierz oznajmił mu o bytności siostry Maryi.
Wiadomość o tej wizycie rozdrażniła krwawiącą ranę w sercu porucznika, ponieważ z jego miłości dla Anieli, miłości głębokiej, niezmiennej, fatalność uczyniła miłość bez nadziei.
W chwili obecnej widzimy go wychodzącym z mieszkania w galowym uniformie, idącego ku stacyi Winceńskiej drogi żelaznej.
Kupiwszy bilet do Paryża, w godzinę później przedstawiał się ministrowi wojny. Miał w tem otoczeniu przyjaciół, a razem i potężnego protektora w osobie starego generała, niegdyś towarzysza broni swego ojca, pełniącego teraz obowiązki dyrektora archiwum w Ministeryum wojny.