Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/596

Ta strona została skorygowana.

— Lecz któraż z tych dyabelskich kobiet w ten sposób cię opętała?
— Och! jest to najlepsza, najczystsza, najtkliwsza, najdoskonalsza istota!
— Gadaj zdrów! — zawołał gwałtownie generał. Ta uwielbiana i tyle doskonała w twych oczach istota jest demonem złego, ponieważ wywołała łzy u żołnierza.
— Nie ona to jest ich przyczyną... Jest ona równie jak ja nieszczęśliwą... kocha mnie tyle, o ile jest przezemnie kochaną.
— A zatem to jej rodzice wywołują wasze strapienia... stawiają zapory pomiędy wami?
— Stawia je fatalność... — wyszepnął Vandame.
— Co mi tam bajesz!... — zawołał stary wojak. Ja nie znam fatalności... nie wierzę w żadną fatalność! Jest to wyraz wylęgły w mózgach autorów. Otrzymuje się to, co się sprowadziło i rzecz skończona. A skoro boleść przyciśnie, składa się wszystko na jakąś fatalność.
Tu rozirytowany generał zaczął chodzić po gabinecie, rzucając urywane zdania, jakie świadczyły o wewnętrznem jego wzburzeniu, poczem zatrzymał się nagle przed porucznikiem.
— Do milion dyabłówl — zawołał, uderzając nogą w podłogę, czyż wiecznie te szatanice kobiety będą przyczyną naszych nieszczęść? Masz słuszność, rekrucie, jak widzę... Skoro ów psotnik hultajski, ta miłość wkradnie się nam w głąb serca i rozkorzeni się tam, jak oto w twojem, należy ją ztamtąd starać się wyrwać jak zły chwast wszelkiemi możliwemi sposobami. Sądzisz, że zapomnienie cię uzdrowi... i dla zyskania owego zapomnienia chcesz się wydalić... Logiczne to w rzeczy samej... W każdym razie będzie to dla ciebie z awansem, ponieważ wybierają pomiędzy najbardziej zasłużonemi. Wysyłamy na Wschód wyborowych oficerów, kwiat naszej armii, dla wzmocnienia sił wojsk naszych w Tonkinie... dla utrzymania tej głupiej wojny, rozpoczętej bez powodów, bez celu,