Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/599

Ta strona została skorygowana.

Ów układ nadawał Leonie władzę, której nadużywała. Jej wymagania nie miały już teraz granic, traktowała z dumą swe towarzyszki, burczała reżysera, posługaczów, słowem wszystkich, aż do suflera. Cierpiano niesłychaną tyranię tej kobiety. Szmer oburzenia wrzał głucho w kulisach dyrekcyi. Oczekiwano niecierpliwie końca miesiąca. Nikt nie wiedział, że Verrière uwikłał w sidła Leonę wraz z La Fougèrem i mówiono sobie:
— Jeżeli nie wypłacą nam pensyj w pierwszym dniu nowego miesiąca, co robić natenczas?
Niektórzy artyści zażądali zaliczek od kasyera, której im tenże odmówił dla wiadomej jasno przyczyny.
Ci, którzy czekać nie mogli, udali się z żądaniem do dyrektora, który jedno wszystkim powtarzał:
— Z końcem miesiąca... z końcem miesiąca, moi przyjaciele. Na teraz myślmy o sztuce jedynie... To nasz majątek.. Czekajcie!
La Fougère, nie odbierając żadnej wiadomości od swoich dwóch głównych wierzycieli, Verrièra i jego wspólnika uspokoił się potrosze.
— Rozmyślili się, iż lepiej czekać, niż wszystko stracić... — mówił sobie.
W ostatnim dniu miesiąca, zrana, Leona, jak to było umówionem ze wspólnikiem Verrièra, przybyła do biura na ulicę Le Pelletier i została wprowadzoną do gabinetu dyrektora.
Desvignes sam się tam znajdował. Przyjął aktorkę nader uprzejmie.
— Nie opóźniłaś się pani... — rzekł do niej z uśmiechem.
— Stosuję się ściśle do oznaczonej mi daty! Mój kapitał, sądzę, jest przygotowanym.
— W zupełności... Racz pani chwilę zaczekać... Pójdę do kasy.
Tu wyszedłszy, uchylił drzwi biura i skinął na inkasenta, którego obowiązkiem było ściąganie należności od wierzycieli.