La Fougère chciał coś odpowiedzieć, gdy nagle z trzaskiem wpadł jak szalony do gabinetu dyrektor orkiestry.
— Panie La Fougère!... — wołał — pieniędzy... coprędzej pieniędzy... inaczej muzykanci nie przyjdą grać dziś w wieczór... powiedzieli mi to w tej chwili.
— Pieniądze są u kasyera... zawołał nieszczęśliwy dyrektor. A gdy właśnie pomieniona osobistość we drzwiach się ukazała, zawołał doń: — Zapłać pan muzykantów!
— Lecz panie, ja już nie mam czem zapłacić... — rzekł kasyer — i przychodzę zarazem powiadomić pana, że właściciel sklepu z jedwabnemi towarami nie chce przyjąć żadnej zaliczki.
— Ach! do tysiąca piorunów! — huknął La Fougère — czyż się więc sprzysięgli na moją zgubę? Jeżeli oddam wszystko, co mam, nie będę mógł przedstawić tej nowej sztuki... Pozostanie mi tylko natenczas zamknąć mą budę!
— A więc zamknij ją... zamknij!... — ozwał się głos jakiś. — Mniej będzie o jedno oszustwo na świecie!
Tłum wierzycieli wtargnął do gabinetu.
Jakiś mężczyzna, rozepchnąwszy ów tłum łokciami, stanął naprzeciw La Fongèra.
Był to Arnold Desvignes, po za którym szedł szef klaki teatralnej.
— Mój wspólnik, pan Verrière — rzekł groźnie pierwszy — poręczył za panem na sześćdziesiąt tysięcy franków. Przed rozpoczęciem sądowego działania przychodzę zapytać ostatecznie: płacisz pan... albo nie płacisz?
— Leono... trzeba zapłacić... — jęknął La Fougère.
— Zapłacić... czem... gdym wszystkie moje pieniądze straciła dla ratowania ciebie... gdy widzę, że przepadły moje kapitały!
— Dam panu na dług ten zaliczkę... — rzekł La Fougère do Arnolda. — Lecz zostaw mi, proszę, trochę czasu.
— Żądam wszystkiego... czekać nie będę!
— Zguba więc dla mnie nieuchronna!
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/608
Ta strona została skorygowana.