Głos, który już mówił poprzednio, ozwał się wśród tłumu:
— Ogłośmy upadłość tego bankruta!
— Tak... tak!... upadłość! — powtórzyło razem kilkadziesiąt głosów: — Ma pieniądze ten oszust, a płacić nam nie chce.
Leona wybuchnęła łkaniem.
La Fougère, blady jak chusta, zdawał się nie rozumieć, co się wokoło niego dzieje. Obłęd zaczął ogarniać mu umysł. Otworzył kasę.
— Bierzcie... zabierajcie! — wołał, wyrzucając banknoty z szuflady. — Zabierz, kasyerze... weź wszystko!
— Ani się poważ! — krzyknęła, przyskakując Leona i nakrywając pieniądze swoją postacią.
Dwóch jednak wierzycieli pochwyciło ją za ręce, podczas gdy kasyer, zabrawszy pieniądze, szedł do swego gabinetu, z biegnącym po za sobą rozwścieczonym tłumem.
— Wiem teraz, co nam czynić pozostaje... — rzekł Arnold do stojącego jak w obłąkaniu La Fougèra. — Dziś w wieczór otrzymasz pan od nas zawiadomienie.
I wyszedł.
Kasyer zaczął rozpłacać, zaczynając od artystów, lecz dwadzieścia siedem tysięcy franków nie mogły wystarczyć dla wszystkich.
— Upadłość... bankructwo!... — zewsząd wołano.
La Fougère w swym gabinecie, jak konający, leżał na fotelu. Przed nim, z zaciśnięten i pięściami, z twarzą drgającą konwulsyjnemi ruchami wściekłości, stała Leona.
— Jesteś galernikiem... zbrodniarzem! — wołała nad nieszczęśliwym, zgrzytając zębami. — Okradłeś mnie, jak złodziej wśród lasu! Ukryłeś przedemną swe długi, nikczemniku. Z moich tysiąców nie ujrzę już ani szeląga! Ach! czemuż nie mogę cię zabić!...
I wybiegła z gabinetu, unosząc z sobą wypróżnioną prawie torebkę.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/609
Ta strona została skorygowana.