Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/631

Ta strona została skorygowana.

— Do ciebie? — zapytał Desvignes.
— Nie, do Anieli. Możeby go zatrzymać?
— Nie czyń tego... Oddaj ten list swej córce. Nie mamy się obecnie czego obawiać ze strony porucznika. Założyłbym się o tysiąc luidorów, iż pisze, zwracając jej słowo i żegnając ją na zawsze.
— Obyś się tylko nie mylił!
— Nie mylę się nigdy... bądź pewnym. Wszak wiesz, że ja mam dar podwójnego widzenia... — dodał, śmiejąc się, Desvignes.
Obaj wspólnicy weszli do salonu. Nie znaleźli tam nikogo.
— Pozwól, że cię tu pozostawię na kilka minut — rzekł bankier do swego towarzysza. — Potrzebuję w mym gabinecie odszukać pewnej notatki.
— Idź... korzystając z tych kilku minut, przejrzę dzienniki, których przeczytać nie miałem czasu. A nie zapomnij oddać swej córce listu, do niej adresowanego.
— Oddam go jej podczas obiadu.
Verrière wyszedł. Desvignes, wziąwszy dzienniki, leżące na stole, rozłożył je i czytał.
Było to w epoce zaostrzonej wojny w Tonkinie; wiadomości ze Wschodu zajmowały naczelne miejsce na pierwszej karcie dzienników. Donoszono o zwycięstwie, otrzymanem nad „Banderą-Czarnych“ przez jenerała de Negrier.
Desvignes czytał z uwagą szczegóły, odnoszące się do powyższej wojny. W ostatnim dopisku zamieszczoną była wiadomość o mającem nastąpić wysłaniu posiłków dla skompletowania morskiej artyleryi, jaka miała atakować Formozę, a skutkiem tego i o wyjeździe z kraju kilku oficerów artyleryi.
Czytając, wspólnik Verrièra drgnął nagle; na czele bowiem listy wyjeżdżających spostrzegł nazwisko Vandama.
— Ha! otóż urzeczywistniają się moje przewidywania! — zawołał; — nie spodziewałem się jednak, ażeby mój rywal po-