— Łatwo ci mówić... Aniela gotowa sobie życie odebrać...
— Trzeba ją otoczyć nadzorem... Zresztą nie oddawaj listu aż po obiedzie...
Na te słowa siostra Marya weszła do salonu. Uścisnęła podaną sobie rękę wuja, skinęła głową zlekka na ukłon Arnolda.
— Gdzie jest Anielka? — pytał bankier zakonnicę.
— Wydaje służbie rozkazy... zastaniemy ją w jadalni... — odparła siostra Marya.
Lekki ironiczny uśmiech wybiegł na usta Arnolda.
— Unika mnie... — pomyślał i w tem się nie mylił.
Służący oznajmił, że obiad na stole, i trzy wyżej wymienione osoby, przeszedłszy do jadalni, zastały tam pannę Verrière.
Obiad trwał krótko, pomimo, iż obaj wspólnicy usiłowali go ożywić zawiązaną pomiędzy sobą rozmową o przedmiotach obojętnych. Musieli to uczynić ze względu na zupełne milczenie Anieli i zimne zachowanie się siostry Maryi.
Wrócili do salonu, gdzie panna Verrière zabawiwszy chwilę, wyjść zamierzała.
— Acn! jakiżem ja roztargniony... — zawołał bankier. — Mam list dla ciebie, przyniesiony przez posłańca w chwili, gdym wchodził w dziedziniec, i zapomniałem ci go oddać. W każdym, razie lepiej późno, niż nigdy.
To mówiąc, podał list córce, która wziąwszy go, spojrzała na adres.
Za pierwszym rzutem oka poznała pismo Vandama.
Jak była bladą, jeszcze więcej zbladła, ręce jej drżały. Nagłym ruchem odwróciła kopertę na drugą stronę, przypatrując się pieczątce z uwagą.
Verrière zrozumiał to poruszenie.
— Cóż się tak przypatrujesz? — zawołał. — Sądzisz więc, żem otwierał list nie do siebie adresowany? Cóż ów list za-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/633
Ta strona została skorygowana.