Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/637

Ta strona została skorygowana.

— Boże... mój Boże! — wołało dziewczę z rozpaczą. Zakonnica czytała dalej:

„Ukochana moja Anielo! fatalność jakaś ciąży nad nami i ciebie wraz zemną dosięgnie.
„Kiedyś... pomimo wszystko, wbrew własnej woli, będziesz nosiła przeklęte nazwisko człowieka, który nas rozdzielił.

— Nigdy! — zawołała Aniela, podnosząc ręce — nigdy!

„Czuję, o ile będziesz nieszczęśliwą — czytała dalej siostra Marya: — nie przeklinaj jednak... nie złorzecz... Zwracam ci dane mi słowo... Jesteś wolną... Ach, jakże jest mi ciężko nakreślić ów wyraz...

„Otrzymałem rozkaz, o wydanie którego prosiłem, rozkaz wyjazdu na Wschód, do armii. Skoro ten list odbierzesz, będę już wtedy daleko.
„Żegnam cię, ukochana!... a raczej do widzenia, lecz nie tu, na ziemi... W chwili mej śmierci, jedno, jedyne imię wymówią me usta... twe imię:... Uleci ono ku niebu wraz z mem ostatniem tchnieniem.

„Żegnam cię... żegnam... Do widzenia... w Bogu!“

Siostra Marya płakała, skończywszy czytanie tego listu, który był jakoby jednym okrzykiem miłości i bólu, pełen nieładu, jak umysł, który go wysnuł.
Przed zakonnicą, nieruchoma jak posąg, stała Aniela, z błędnemi oczyma, z przyśpieszonym gorączkowym oddechem.
— Żegnaj! a więc on mi przesyła pożegnanie!... — zawołała nagle w chwili, gdy siostra Marya obawiać się poczęła o jej milczenie. — Odjeżdża... odjeżdża:... i nie zobaczę go już więcej!... Chce umrzeć, ażeby zyskać zapomnienie... Chce szukać śmierci na pola bitwy... Ach! to przyprawia mnie o utratę zmysłów! Czuję, iż tracę je w tej chwili... Mój umysł błąka się... zaciemnia... On odjeżdża... Chce umrzeć... A więc i ja odjadę... Umrzemy razem!