— Nie bluźnij!... Przestraszasz mnie... — wołała zakonnica! — Zamiary Boskie są nieodgadnione... w chwili, gdy cię doświadcza, może ci zesłać pomoc nadspodziewaną... miej nadzieję!
— Nadzieję? — zawołała panna Verrière z sarkastycznym uśmiechem; — ja mam ją tylko w sobie samej... Chcę widzieć się z Vandamem... chcę z nim jechać i umrzeć mu nie dozwolić, albo też umrzeć z nim razem. Ja muszę wyjść... odsuń się... nie wzbraniaj mi tego!
I wdziawszy na głowę kapelusz, ku drzwiom pobiegła.
— Ha! — zawołała siostra Marya, biegnąc za nią i chwytając ją w objęcia; — ja ciebie nie opuszczę, pójdę wraz z tobą!
— Ty?
— Wszędzie, gdzie ty się udasz, ja pójdę z tobą... Moja obecność osłoni cię przynajmniej przed zniesławiającą obmową.
— Pójdź więc... pójdź prędko! — wołała panna Verrière z gorączkowym pośpiechem i uprowadziła wraz z sobą zakonnicę.
Aniela, jak to już powiadzieliśmy, miała sobie pozostawioną w domu ojcowskim zupełną swobodę działania. Nikt jej nie śledził, ani się dziwił, cokolwiekbądźby czyniła i gdziekolwiękby się udała. Zatem pomimo zapadającego zmierzchu, odźwierny otworzył jej wyjście na ulicę, bez najmniejszego zdumienia. Prawda, że siostra Marya, towarzysząc dziewczęciu, służyła jej tym razem za dostateczną osłonę.
Wyszedłszy na ulicę, biegły chodnikiem przez bulwar Haussmana.
— Fiakra nam trzeba... fiakra coprędzej!... — wołała Aniela.
Biedne to dziewczę zdawało się być jak półobłąkanem, Siostra Marya zaprowadziła ją do najbliższej stacyi powozów.
Jednocześnie jakiś mężczyzna, okryty cieniem wieczora, stał w bramie naprzeciw pałacu Verrièra.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/639
Ta strona została skorygowana.