Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

w nader szczuplej liczbie, a te, które istnieją, równo ze zmierzchem bywają zamykane.
Owóż z nadejściem nocy, ulica ta przybiera nader smutną powierzchowność, co zwiększa się wraz z późniejszemi godzinami.
Przechodnia rzadko się spotyka.
Żadne światło nie błyska z poza okienic domów szczelnie zamkniętych. Płomienie gazu oświetlają jedynie środek ulicy i trotuary.
Desvignes, szedł szybko w stronę ulicy Berry, po lewej stronie domów. Na krótko przed przybyciem na ulicę Colysée, zwolnił kroku i zatrzymał się przed sklepem szczelnie zamkniętym.
— To tu... — rzekł sam do siebie.. — tak... ja się nie mylę.
Sklep znajdował się na parterze domu starożytnej struktury. Obok tego sklepu drzwi zielono malowane tworzyły wejście do korytarza, wiodącego na schody do wszystkich trzech pięter.
Po nad drzwiami płonęła czerwona latarnia z przezroczystym na niej numerem.
Nazywano powszechnie w całym okręgu ów dom domem pod czerwonym numerem.
Arnold Desvignes, ponieważ tak odtąd nazywać będziemy Gérarda, sięgnął ku guzikowi dzwonka, umieszczonego w wydrążeniu ściany, lecz zamiast go pociągnąć ku sobie szukał palcami sprężyny znajdującej się na spodzie wgłębienia. Znalazłszy ją, nacisnął.
Drzwi się natychmiast otwarły z suchem skrzypnięciem i zamknęły po za wchodzącym.
W korytarzu, do którego wszedł Arnold, było ciemno jak w piecu. Na odgłos jego kroków, światło zabłysło ze drzwi nagle otwartych, w których się ukazała jakaś otyła kobieta z miną buldoga, zapytując w francuzkim języku, lecz z akcentem mocno angielskim: