Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/644

Ta strona została skorygowana.

mnie być pani o tyle bezrozumnym, iż pozwoliłbym umknąć dostarczonej przez ciebie samą sposobności, w jakiej mógłbym go pozbyć się na zawsze? Oszczędzę go... Cóż dalej? Wyjedzie, ponieważ zrozumiał, że pomiędzy mną a nim walka przestała być możebną. Odjedzie... ponieważ wie dobrze, że gdyby dalej stawał zaporą, zmiażdżyłbym go i złamał! Odjedzie, aby zapomnieć o tobie, pani, i bądź pewną, że z upływem czasu przyjdzie do tego. Uczyń, jak on... zapomnij... i nie opieraj się dłużej. Twój ojciec chce, abyś została mą żoną... Na co twój upór się przyda? Dokąd on cię zaprowadzi? Kto będzie cię podtrzymywał w tem twojem zbuntowaniu? Chcesz może powstrzymać Vandama, aby nie odjeżdżał? To nadaremne! Jest on żołnierzem, musi być posłuszny rozkazom swoich dowódców... Odjedzie. Ułożyłaś sobie pani, jak widzę, szalone postanowienie... Rzucić wszystko i jechać z nim. Ów plan byłby błędem niewynagrodzonym, nie do naprawienia! żałowałabyś tego kroku wtedy, gdy byłoby już zapóźno. A zatem ja ci uczynić tego nie dozwolę! Biorę siostrę Maryę za sędziego polubownego w tej sprawie. Zapytaj jej pani, czy sama myśl na to, co chciałaś uczynić, nie napełnia jej przerażeniem? Zapytaj, czyli nie dla osłonięcia cię opieką przeciw tobie samej, przybyła tu wraz z tobą? Zapytaj jej nareszcie, czyli ci nie poradzi wraz zemną, ażebyś się ztąd oddaliła?
— Pan Desvigues ma słuszność, me dziecię... — wyrzekła zakonnica. — Tak dla ciebie, jak dla mnie, niewłaściwe tu miejsce... Chodź... jedźmy!...
Aniela pochyliła głowę w milczeniu.
Nagle podniósłszy ją, wyciągnęła obie ręce ku mieszkaniu Vandama, wołając ze łkaniem:
— Żegnam cię!... żegnam ciebie, którego kocham tyle... ciebie, który mi droższym jesteś nad życie... Być może, iż tu nie zobaczymy się już więcej, kochać cię jednak będę zawsze, a ostatnim wyrazem, jaki wymówią me usta przy skonaniu, będzie twe imię!