Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/645

Ta strona została skorygowana.

Desvigues na słowa te zadrżał, wstrząśniony zazdrością do szpiku kości.
— Och! nie kuś mnie, pani... nie drażnij... jeżeli chcesz, ażeby żył!.. — zawołał przerywanym głosem. — Odjeżdżaj raczej... odjeżdżaj coprędzej. Jeżeli będziesz wachała się dłużej choć chwilę, wydasz na niego wyrok śmierci!...
Aniela, chwyciwszy się za czoło rękoma, objęła wzrokiem po raz ostatni mieszkanie porucznika.
Siostra Marya wyprowadziła dziewczę z ogrodu, do fiakra, czekającego w ulicy.
W chwili tej dał się słyszeć odgłos kroków.
Panna Verrière, odepchnąwszy swoją kuzynkę, nasłuchiwać poczęła.
— To on! — zawołała, wiedziona przeczuciem; — to on!
Arnold zadrżał. Ująwszy w rękę rewolwer, rzekł zcicha do niej:
— Jeżeli pani natychmiast nie odjedziesz, a przemówisz choć słowo do niego... zabiję go!
Aniela z okrzykiem przerażenia wskoczyła do powozu.
Siostra Marya, usiadłszy przy niej, zamknęła drzwiczki.
— Jedź-że... jedź, niedołęgo!... — wołał: Desvignes na woźnicę.
Powożący zaciął silnie konia biczem.
Zdziwione tym niespodziewanym atakiem biedne zwierzę, poskoczyło galopem.
Aniela zdążyła spuścić okno u powozu.
Vandame przechodził tuż obok fiakra.
— Żegnam cię!... — zawołało dziewczę: — żegnam! Kocham cię... i kochać nigdy nie przestanę!
Zdumiony dźwiękiem tego, tak dobrze znanego sobie głosu, oficer przystanął. Fiakr jednak w szybkim biegu zniknął mu z przed oczu na skręcie ulicy.
— Nie... ja się nie mylę... — wyszepnął porucznik w zdumieniu. — To była Aniela... Ona jechała w tym powozie... Przy-